niedziela, 28 listopada 2010

(

Ojcze,
do Ciebie wznoszę całe moje istnienie,
kielich mojej pustki.
Przyjmij o Panie tę moją pustkę i wypełnij ją sobą:
Twoim światłem -
Twoją miłością,
Twoim życiem.
Spraw, niech te cenne dary
promieniują ze mnie i przelewają
kielich mego serca
w serca tych wszystkich,
z którymi dzisiaj się spotkam,
ukazując im piękno Twojej radości;
pełnię i pogodę Twojego pokoju,
którego nic nie może zniszczyć.

..

Baduizm.
http://www.youtube.com/watch?v=S9qqvx1cIIU


Pustynia... Taka okrutna, że nie mogę już jej znieść. Jak Matka Teresa to wytrzymała? Tyle lat!!! To jest okropne. To jest dręczące. Zero muzyki, zero tekstu, zero planu.

Wracałam dzisiaj ze spotkania i już mi się chciało płakać.
Na mszy tak samo. Coś strasznego.
Ojciec na kazaniu mówił, żeby czuwać. Ale nie siedzieć na krzesełku i czekać, ale nawracać się.
A ja sobie myślę: przecież ja to wiem. przecież nawracać się można 100 razy w życiu. a ja właśnie jestem w takim stanie. w próżni. w niczym. i też chcę się nawrócić. czuć to co czułam jeszcze całkiem niedawno. ALE JAK TO ZROBIĆ?
Czy ktoś może mi odpowiedzieć na to pytanie? Czy mogę dostać osobistego trenera, który wszędzie będzie ze mną chodził aż się nie nauczę żyć, wierzyć, kochać...?

Ple ple ple....

środa, 24 listopada 2010

.

Cześć,
jakoś nie chciało mi się ostatnio tutaj pisać. Tzn. może i się chciało, ale straciłam w to wiarę.
Naoglądałam się filmów i naczytałam książek i myślałam, że już mój pierwszy post będzie czytany milion razy. A tu kiszka.
Taka już jestem, że chciałabym mieć wszystko od razu. Bo inaczej mnie denerwuje i nudzi mnie okrutnie. Muszę mieć teraz i tutaj, Dobrze by było, gdyby tak było.
Bolą mnie oczy, pieką.
Nie idę jutro do szkoły. I z lenistwa i ze znużenia. Nie umiem włoskiego, nic nie umiem na zajęcia, ble ble ble (następne wymyślone szybko argumenty, które i tak są beznadziejne i nic mnie nie tłumaczy), więc nie idę.
I na wykłady też.

"A jeśli nie znajdę w swej głowie rozumu
to paszport odnajdę w szufladzie
zapytam Go może - on pewnie pomoże
poradzi jak sobie poradzić"


No i chciałabym pojechać sobie gdzieś. W góry. Przejść się, odpocząć, pomyśleć, albo może lepiej nie.


Trochę chce mi się spać, a trochę nie...


John Lennon. Nooom...

sobota, 13 listopada 2010

Sen

Sen z ostatniej nocy!!!
Kosmiczny. Wczoraj pisałam o Rysiu Bona. Kurcze, i śnił mi się!!! 
A w poniedziałek zaczyna się Pryzmat, więc już te dwa składniki połączyły się z trzecim - R. Glogerem i czwartym - przyjaciele.
Więc siedzę sobie z Anią, Łukaszem, Szymonem i p. Glogerem, który uczy Łukasza jakiś sztuczek na gitarze, aż tu nagle wchodzi Bona i z nami normalnie gada po polsku :-)
Ja oczywiście zauroczona, bo dopiero go odkryłam i się jaram, a tu nagle ze mną rozmawia.
A później grali. Pięknie grali. Ale dlaczego Bona na perkusji? Właściwie też może, ale to chyba nie jest to to samo co na basie :) Choć to wszystko jedno. Ale Szymon też grał.
Cudowny sen :-)
hi hi hi!
A teraz piszę maila do Przystojniaczka :P Jakoś ładnie muszę go uformować. Zwykle, ale zarazem niezwykle. Jak w bajce :-)
Pisać "pozdrawiam i życzę powodzenia"? Piszę to i śmieję się do monitora!!! Bo właściwie w czym "powodzenia"?


Richard Bona"Tiki"


Chce mi się do tego tańczyć :-)


Wysłałam tego maila :P
Pozostało tylko "pozdrawiam" i zwykłe, że "niestety, nie będzie mnie na zajęciach".
Fajnie się tutaj gada ;-)
Ale żadnych ciekawych historii dzisiaj nie było. Na razie :P
Za dużo minek. Zadanie nr 1: jakoś zmniejszyć ich liczbę!

Ahhh...

Nie mam pomysłów na tytuły :)

Słucham właśnie czegoś tak przepięknego, że aż przypomina mi się reklama kawy. Chyba Nescafe Gold. Zauważyliście, że jedne z najpiękniejszych reklam są od aut i kaw?



To jest tylko kawałek...
Jaka ta piosenka jest cudowna. Richard Bona z płyty Tiki rządzi.
Dobry byłby taki mąż, który tak śpiewa i gra na basie. I tutaj zagości tytuł: ahhh.... :)

Co się u mnie działo przez ostatnie dni? Nie wyruszyłam w las, choć cały czas tego pragnę. Pójść dróżką i sobie myśleć, bądź nie. Ale teraz mam lęk, że się zgubię i tam umrę.
Co jeszcze? Nie pojechałam na Szkołę Maryi i nie wiem czy tego żałuję. Będę na Pryzmacie w Legnicy w poniedziałek i we wtorek. Więc stracę zajęcia w radio.... tego naprawdę żałuję. Może mi Przystojniak wybaczy :P
Ale jest muzyka...
Cały dzień przesiedziałam w domu. Ale za to posprzątałam troszkę :) A wczoraj? O! Już przedwczoraj. Byłam na koncercie. A dwa dni temu było fajnie :)

Kurcze... ale to piękna piosenka!!!!

Dobranoc!

poniedziałek, 8 listopada 2010

:|

Planowałam coś tutaj napisać cały dzień, ale jakoś teraz zabrakło mi weny i ochoty. W ogóle chce mi się spać. I siedząc na Facebook'u, oglądam film o Facebook'u. Śmiesznie. Dotyczy to mnie, czasu, którym aktualnie się znajduję. Moich znajomych, nawet rodzinę zza oceanu. Niesamowite.
Komu jeszcze z 10-15 lat temu w Polsce coś takiego przyszło do głowy? Ja się cieszyłam, jak pograłam w pasjansa na komputerze mojego taty. Kosmonaucko dawno. A teraz: hop siup i masz bloga. Hop siup i łączysz się z Chilijczykiem. Nawet nie wyobrażam sobie, że kiedyś tam pojadę, ale mogę obejrzeć w niecie. Niedługo przez Internet będziemy czuć zapachy.
Wszystko jest takie dostępne. Dzieci w podstawówkach zamiast uczyć się trzymać pióro w ręce, już teraz bazgrają po cyfrowej tablicy (cały sprzęt kosztuje 10 tys. zł) paluchem. Kiedy one się nauczą pisać na papierze???
W łikend oglądałam Jamie'go Oliver'a. Miał akcję w amerykańskiej szkolnej stołówce. W ostatni dzień zrobił potrawę, którą trzeba było zjeść nożem i widelcem. Prawie się popłakał, jak okazało się, że dzieci po 1. w stołówce jedzą praktycznie tylko hamburgery, więc 2. nie używają widelców i noży (czyli nie potrafią z nich korzystać!!!). Pamiętam, jak ja chodziłam na stołówkę. Był czad. Kucharka miała w nosie, czy ty zjesz, czy nie. Wsadzała ci ziemniaki, kotleta, surówkę na talerz. W kubku na środku stolików były sztućce i trzeba było sobie radzić.
Co za masakra dzieje się teraz w szkołach. Z resztą, na uczelniach, czy w liceach już rzadko jesz sztućcami. Szybko wsuwasz zapiekankę i lecisz dalej.

Czytam fajną książkę. "Dno" Marcina Jakimowicza. Polecam!

niedziela, 7 listopada 2010

Nie rób samemu tego, o co się Boga prosisz

Nie rób samemu tego, o co się Boga prosisz,


   Pytanie zagadka... Więc dlaczego? Dlaczego prosząc Boga, przy okazji rozglądam się po kościele w poszukiwaniu kandydata na męża? Tutaj zaczyna się akcja. Bo jedni mówią, że Bóg ci znajdzie dobrego męża i ciebie do niego zaprowadzi, a inni – nie zwalaj wszystkiego na Stwórcę, bo jeśli chcesz pijaka to go sobie wybierzesz, a jak alpinistę, to jego właśnie poślubisz.
   No dobrze. A jeśli ani ten, ani drugi na mnie nie patrzy? Czy coś jest nie tak ze mną, czy z nimi? Więc komu mam powierzyć ten problem, jak nie Bogu? Owszem, rozglądam się za potencjalnym kandydatem, ale oni jakoś za mną się nie oglądają.
   Ostatnio moja przyjaciółka powiedziała mi, że związek, to wcale nie jest taka sielankowa sprawa. To właściwie totalnie trudna sprawa. Pracochłonna i w ogóle do kitu. Ale jakaż przy okazji cudowna.
    No wiec od razu pomyślałam o P. Bo ja nie chcę być z kimś kto szura sandałami. A może jakbym z nim była, to byśmy nad tym pracowali. Może on już wie, że ja się odkochałam i na tyle go poznałam, że bym go ukatrupiła pierwszą lepszą siekierką, przy pierwszym beznadziejnym kryzysie.

   Leci właśnie pieśni o wdzięcznym tytule „Dmuchawce latawce wiatr”. Romantic. Idealna na pierwszy taniec młodej pary. Mój kuzyn i jego żona tańczyli do właśnie tej piosenki. Pięknie było, to ją podnosił, tam ją przechylał. A ja sobie w duchu myślałam, że jeszcze do niedawna myślałam, że to ja pierwsza będę przysięgać, a nie on. Wyprzedził mnie. Chyba o wiele, wiele lat.
   Trochę mnie to przeraża, że będę miała z trzydziechę na karku i dopiero ślub. A niby kiedy ja urodzę dziewiątkę dzieci???
   No i w tym momencie zaczyna się następny śmiech, bo jak ty dziecko, utrzymasz, wychowasz itd. 9 dzieci? Odpowiedź: a no normalnie, będę miała dobrego męża, który mnie nie zostawi i mam Boga, który cieszy się z każdego dziecka, więc też dopomoże.
Kurde, i w to wierzę! Bo dlaczego nie?
   Ale ja już mam 20 lat, a całowałam się po prawie całej butelce szampana, w jakiejś klitce, z draniem, który potem całował się jeszcze z czterema dziewczynami. Aaa! Ale wstyd!
   A ja bym chciała się do kogoś przytulić. Ładnie pachnącego, czułego, zwariowanego. Taki jest mój ideał. Boję się, że jeśli to nie będzie taki chłopak, to ja zrezygnuję z dobrego życia w miłości, na rzecz samotności, bo mi nie podpasował wygląd i różne inne czynniki.
   Przecież Bóg dobrze wie kto mi się podoba. Ja też chcę się podobać. W końcu jestem dziewczyną, kobietą wręcz.
   Muszę się zmieniać. Przecież to też praca nad sobą... co nie?